1 maja 2008

WINYLOWA KUCHNIA WUJKA BRODY

Szalom!
Witajcie w świeżo upieczonym kąciku poświęconym ciekawym wydawnictwom winylowym. Wiele osób może zapytać czy warto zajmować się nieporęcznymi kawałkami plastiku, na których mieści się dwadzieścia minut muzyki. Otóż, paradoksalnie, nie zamierzam polemizować na ten temat. Mam za to nadzieję, że poprzez prezentację (w moim mniemaniu) ciekawej muzyki, która wychodzi na czarnych krążkach będzie się ona bronić sama. Nie ukrywam też, że nie zamierzam schlebiać szerokiemu wachlarzowi gustów. Nie traktuję tego jako miejsca na realizowanie dziennikarskich aspiracji – najważniejsza jest muzyka, która mnie porusza, a może poruszy i was. Zapraszam więc – będziemy pichcić, przyprawiać, konsumować i komentować. Jesteście w winylowej kuchni wujka Brody!

Dziś na pierwszy ogień klasyczna przystawka: Lützenkirchen ze swoim nowym hitem 3 Tage Wach, który z miejsca stał się klubowym hymnem Berlina. Czy jednak ten dosyć popowy utwór wytrzyma próbę czasu? Miękkie brzmienie, chwytliwy refren, festynowa atmosfera karzą myśleć, że to kiczowaty potwór, ale jednak chwyta i chce się tańczyć, nie wspominając o tym, że od dwóch miesięcy to jeden z najlepiej sprzedających się winyli w Niemczech. Szkoda tylko, że remiksy wypadają dosyć blado, choć na uwagę zasługuje wersja a capella, świetna jako narzędzie dla kreatywnego dj-a.

W formie zupy zapraszam na wymarzone cudo szperacza: FACHMANN 01, wydawnictwo numer jeden nieznanej wytwórni, nieznanego wykonawcy, nieznanej produkcji, dostępne tylko na winylu. Ale to nie aura tajemniczości przydaje tej płycie wartości, ale sama muzyka. Jak sugeruje już tytuł, oba utwory to porządnie wykonane robota – brzmienia są wysmakowane i oszczędne, akcenty doskonale rozłożone, a konsekwencja – żelazna. Można się upierać, że to nudne, repetytywne, ale jest w tej płycie coś tak radosnego, jak w patrzeniu przez okno rozpędzonego pociągu na słupy telegraficzne. Dla smakoszy i fanów Stephana Bodzina.

Daniem głównym dzisiaj będzie niezawodny Ricardo Villalobos (Enfants). Po bardzo udanej płycie Sei Es Drum legendarny dj i producent nie osiada na laurach i wciąż bada granice szeroko rozumianego techno, choć tym razem w bardziej radosnej odsłonie. A są powody – płyta jest dedykowana synowi artysty, sama kompozycja powstała w przeddzień jego urodzin. Taki też jest tytułowy utwór – magiczny i szalony, choć sam temat, zapożyczony z Christiana Vandery (lider zespołu Magma) jest prosty; opiera się na dziecięcym chórze i minimalistycznej frazie fortepianowej przypominającej Sinnerman Niny Simone. Jednak jego motoryka - pęd, którego utwór nabiera po paru minutach jest wręcz niesamowity, a wszystko to bez cienia bitu, który znajduje się, odosobniony... na drugiej stronie płyty. Nawet jeśli się nie spodoba, trudno nie docenić odwagi i bezkompromisowości Ricarda.

Na deser proponuję kolejną nieortodoksyjną płytę, tym razem autorstwa berlińczyka Benno Blome – Eramina. Spoglądająca z okładki blondynka, która strzela telewizyjnymi laserami z oczu na rozkaz niewidzialnej ręki władającej pilotem to dopiero przedsmak tego, co dzieje się na płycie. Blome zabiera nas na ekspedycję po planecie Eramina w towarzystwie psiego Kapitana Planety, Profesora Errora i pięknej stewardessy Sarahtovej. Na stronie A wszystko jest rozedrgane: wokół maszynowego bitu o świetnym, nośnym basie snują się dziwne plamy dźwięku, kwaśny motyw i poszatkowane fragmenty nagrań z telewizji. Strona B zawiera zapis ekspedycji: dwudziestominutowy ambientowy utwór, w którym podróżujemy po Eraminie – kolorowym śmietniku naszej kultury, który zamienia się w obcą, niesamowitą planetę. Ty też możesz mieć swój pilot do surrealistycznej rzeczywistości Eromanii, zadzwoń tylko na 0800-888888!


Broda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nim cokolwiek napiszesz, pomyśl o swojej matce. Czy byłaby dumna?