Pokazywanie postów oznaczonych etykietą minimal. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą minimal. Pokaż wszystkie posty
19 maja 2010
STRZAŁY ZNIKĄD 19/5/2010 MINIMIX
Od 2:00 do 4:00 w Trójce
Paul Kalkbrenner - Aaron
Romanthony - Let Me Show You Love (Re-edit)
Pantha Du Prince - Stick To My Side ft. Panda Bear
Caribou - Bowls
Passion Pit - Little Secrets (Jokers Of The Scene Remix)
Erlend Oye & Royksopp - Poor Leno & There Is A Light That Never Goes Out (Acapella)
Julio Bashmore - Bad Apple
We Have Band - Divisive (Tom Staar Remix)
Tom Staar - 4more4me2
Donovan - Breakin' ft. G.Rizo (Charlie Fanclub Remix)
Crookers - Cooler Coleur ft. Yelle (Junkie XL/Jesse's Bootleg Edit)
LCD Soundsystem - You Wanted A Hit
Teki Latex - Answer
Celeda & Danny Tenaglia - Music Is The Answer
DJ Sprinkles - Grand Central, Part I (Deep Into The Bowel Of House)(MCDE Bassline Dub)
Jamtech Foundation - Too Fast (Julio Bashmore Remix)
Minimal Rust - Rusted Piano
Marc Houle - Meatier Shower
Akufen - Deck The House
Heidi vs Riton - Vejer
Superpitcher - Happiness
Richard Davis - Honest With You
M.A.N.D.Y. vs Booka Shade - Donut (Boy 8-Bit Remix)
Ricardo Villalobos - Dexter
Autechre - Bike
Loscil - Estuarine
dałnlołd
^^ ! /< @
2 lipca 2009
MOODY - BRODA MINI MIX ODSŁONA III

wszystkim, którzy nie mogą spać po nocach przewracając się w przepoconym łóżku
parapetowym obserwatorom burz
nocnym markom
lubiącym kolory: niebieski, ciemny róż i bordo
nastrojowy mini-mix z deepowym feelingiem
tracklista:
01 Modeselektor feat. Puppetmastaz - The Dark Side of the Sun (2000 And One Remix)
02 Minilogue, Decoy & IMPS - Almost Live But Definetly Plugged (Move D Remix)
03 Dirt Crew - Rough Roads
04 La Pena - Kenya
05 Ben Watt - Guinea Pig (M.A.N.D.Y. & Smallboys Musical Variation)
06 Solomun - Jungle River Cruise (Will Saul & Tam Cooper Remix)
07 Yakine - Be Not Televised
08 Funkwerkstatt - Windrose 2 (Rundfunk 3000 Remix)
09 Marcin Czubala - Jedwab
10 Matt Star - Keep On Groovin (Mark Henning Remix)
Moody
pozdroszejset
broda
Etykiety:
broda,
deep-house,
minimal,
mixtape,
tech-house
14 kwietnia 2009
WINYLOWA KUCHNIA WUJKA BRODY
W tej edycji kuchni proponuję mało słowa pisanego, ale dużo gadanego. Trzy z czterech kawałków są mocno przegadane, choć różnorodnie, bo spotkamy tu pimpa, poetę i drag queen...

Zaczynamy od nowej epki Setha Troxlera "Aphrika" skąd wyjąłem tytułowy kawałek. Prosta, łukowa konstrukcja i eleganckie, old-schoolowe brzmienie Detroit pozwalają się cieszyć pierwszoplanowym monologiem. Zagadkowy głos i queerowe aluzje wprowadzają ciepłą, seksowną atmosferę. Trans-genderowy manifest. Potencjalny hymn na po-równościowe afterparty.

Atmosferę dalej podgrzewa Moodyman, kolejny weteran stylu Detroit. Tym razem wziął na warsztat kulturę lat sześćdziesiątych, a dokładnie styl blaxploitation. We "Freeki Mutha F cker" sampluje filmy, a w innych kawałkach nawet odgłosy zamieszek z '67. Gra z konwencjami, wywracając do góry nogami proste skojarzenia, choć z pewnością głęboki beat i rewelacyjny bas okraszony czasem pianinkiem budują bardzo erotyczne napięcie. Muzyczna to pornografia, czy perwersyjna gra ze słuchaczem? Bardzo ambiwalentna płyta. Puszcza oczko, ale nie dopuszcza nikogo zbyt łatwo ani za blisko.

"Genius of the Crowd" weteranów z Dop to nie tylko tytuł ich najnowszej epki (i tytułowego utworu), ale wiersz Charlesa Bukowskiego {czytajcie tutaj}. Ten w guncie rzeczy prosty, house'owy numer z zaplątanymi wokalizami i punktowanymi chórkami nabiera dzięki mocnemu, prowokacyjnemu wierszowi ciekawego wydźwięku. Dop pokazuje, podobnie jak Moodyman, że muzykę klubową stać na spory dystans i potencjał do inteligentnej kontestacji.
Odpoczywając trochę od gadania, proponuję intrygujący instrumentalny eksperyment. Digitalism dał się zremiksować w "Science Experiment" nie do poznania, ze skutkiem co najmniej interesującym. Kawałek, podobnie jak te powyższe, wywraca trochę do góry nogami swoje własne poletko. Remikserzy rozłożyli muzykę Digitalism na czynniki pierwsze wydobywając z niej akcenty ambientowe, deep-house'owe i dubstepowe. W rezultacie powstał zaskakujący, hipnotyczny utwór o dosyć odważnym charakterze. Laboratoryjny podtytuł dobrze oddaje nie tylko eksperymentalną naturę kawałka, ale też i jego kliniczny nastrój.
Broda

Zaczynamy od nowej epki Setha Troxlera "Aphrika" skąd wyjąłem tytułowy kawałek. Prosta, łukowa konstrukcja i eleganckie, old-schoolowe brzmienie Detroit pozwalają się cieszyć pierwszoplanowym monologiem. Zagadkowy głos i queerowe aluzje wprowadzają ciepłą, seksowną atmosferę. Trans-genderowy manifest. Potencjalny hymn na po-równościowe afterparty.

Atmosferę dalej podgrzewa Moodyman, kolejny weteran stylu Detroit. Tym razem wziął na warsztat kulturę lat sześćdziesiątych, a dokładnie styl blaxploitation. We "Freeki Mutha F cker" sampluje filmy, a w innych kawałkach nawet odgłosy zamieszek z '67. Gra z konwencjami, wywracając do góry nogami proste skojarzenia, choć z pewnością głęboki beat i rewelacyjny bas okraszony czasem pianinkiem budują bardzo erotyczne napięcie. Muzyczna to pornografia, czy perwersyjna gra ze słuchaczem? Bardzo ambiwalentna płyta. Puszcza oczko, ale nie dopuszcza nikogo zbyt łatwo ani za blisko.

"Genius of the Crowd" weteranów z Dop to nie tylko tytuł ich najnowszej epki (i tytułowego utworu), ale wiersz Charlesa Bukowskiego {czytajcie tutaj}. Ten w guncie rzeczy prosty, house'owy numer z zaplątanymi wokalizami i punktowanymi chórkami nabiera dzięki mocnemu, prowokacyjnemu wierszowi ciekawego wydźwięku. Dop pokazuje, podobnie jak Moodyman, że muzykę klubową stać na spory dystans i potencjał do inteligentnej kontestacji.
.jpg)
Broda
Etykiety:
broda,
minimal,
tech-house,
winyl
2 kwietnia 2009
WINYLOWA KUCHNIA WUJKA BRODY
Po krótkiej przerwie wraca kuchnia, a wraz z nią świeży winyl do wąchania. Dziś na warsztat biorę cztery kawałki raczej młodszych (poza pierwszym) artystów. Kultywować więc będziemy wiosnę. Radośnie.
Herb LF, jedyny w dzisiejszym zestawieniu wyjadacz, aktywny jest od 1997. Thirtyfive pochodzi ze świetnej EP-ki prezentującej dokonania zacnej wytwórni Circus Company. Herbuś trochę funkuje, choć jego bity mają raczej metaliczny posmak. Utwór prowadzi jednak nawiązujący do klasyki deep-house syntezator, oraz świetnie rozłożone sample. Thirtyfive nie spieszy się, konsekwentnie rozwija w swoją stronę - obraca się do słońca i lekko kiwa głową czekając na lato...
George G and Livio & Roby narobili ostrego zamieszania wydając trzy EP-ki z rzędu dla rewelacyjnej Cecille, a wcześniej dla Fumakilla. Moim zdaniem to objawienie sezonu, mimo pewnej wtórności wobec Guillaume'a, który wyznaczył kanon tego stylu. Jakiego, pytacie? Nowoczesnego house'u, który zmienia się od spodu, a nie tylko żongluje wokalizami. G&L&R zbudowali w Gorilla ładną siatkę rytmiczną w której jest miejsce na samplowaną, żywą oraz syntetyczną perkusję. Kiedy do tego dołożymy klasyczny, house'owy beat, flecik i ładnie punktujące liźnięcia na klawiszach robi się naprawdę ciekawie. Podobnie jak w poprzednim kawałku plumka sobie gdzieś w tle przyjemny, okrąglutki bas o funkującym zacięciu. Im jednak dalej w las, tym bardziej czuć, że coś tu jest nie tak, bo o ile się nie znudzimy, zaczyna się budzić w nas tytułowa małpka i można łatwo skończyć w dzikich podskokach, odstawiając niezłą żenę przed rodziną/partnerem/znajomymi. Uwaga! Gorilla wciąga i przyjemnie ogłupia, bardzo lekko i letnio.
Vega Marka Hemanna nadal pozostawia nas w zakreślonych wcześniej ramach - pomiędzy deep a tribal house. Tym jednak razem potężny rytm popycha nas w bardziej melancholijne rejony. Ciężkie segmenty pełne tłustego beatu zaokrąglone są na rogach subtelnymi samplami z gitarą i dalekimi echami wokaliz. Utwór ten ma ciekawe spektrum emocji - pokazuje że ten rodzaj muzyki może być bardzo pojemny. Vega chce, by tańczyć do niej z zamkniętymi oczami, z rozmarzeniem i pogodną nostalgią. Coś ulotnie pięknego nawiedza w paru miejscach ten kawałek niczym duch.
Dzisiejsze zestawienie kończymy kompozycją Sassicaia Michela Cleis & Salvatore Freda. Tak jak w Gorilla mamy tu mocny beat w otoczeniu akustycznych perkusjonaliów. Podobnie jak u Herb LF i Marka pojawia się tu przewodni, syntetyczny motyw, który wije się przez cały utwór, dodając mu głębi i nutki melancholii. Całość jednak toczy się bezlitośnie do przodu, pędząc na gęstej siatce rytmu tak, że smugi melodii zaczynają przywodzić na myśl fluorescencyjne koła zataczane przez kołyszące się biodra. Cadenza ponownie udowadnia, że ma jasno określoną koncepcję na nowoczesne techno. Jaką? Przyjrzyjcie się okładce!
Broda




Broda
Etykiety:
broda,
deep-house,
minimal,
tech-house,
winyl
5 stycznia 2009
WHAT MAKES A GROOVE GROOVE?
Co sprawia, że łoś ryczy, a Sylwia rusza dupą? Co porusza gałązkami na wietrze i skoksowanym tłumem na Creamfields? "Groove, man. It was the groove," jak powiedział wyjadacz sceny techno Carl Craig. To właśnie ten element, a nie jakaś tam melodia, ozdobniki i inne bzdety, sprawia, że chce się tańczyć i że różnice gatunkowe wcale nie są takie wiążące. To złoto alchemików beatu, to Święty Graal didżeja. Popatrzmy na tego zwierza z perspektywy paru tłustych kawałków będących według mnie jego esencją.
Na pierwszy ogień D'Julz, francuski dj i producent, z najnowszej epki "Fleurette". W tytułowym kawałku podstawą napędu jest oczywiście fortepian, ale kiedy zaraz potem pojawia się subtelny smyczek, jakiś puchacz (sic!), a w końcu dzieci, robi się naprawdę ciekawie. W końcu utwór nabiera takiego pędu, że puszczony do przodu w siódmej minucie, mógłby chyba tak chodzić całą noc. Groove, baby!
Minimono, zacny duet z Włoch, wydali niedawno ciekawy split z Bruno Pronsato, którego Warszawiacy powinni już znać. W "Baby Come Back" motorek zainstalowano z przodu - można odnieść wrażenie, że ktoś się pomylił i Maluch dostał silnik Porsche. Kawałek aż się wyrywa do przodu, nieustannie tyka, pulsuje, robiąc tylko raz na jakiś czas przystanek na słodkie "pum!" Wariacka muzyka dla wszystkich z lekkimi skrzywieniami, ale uwaga! siła przekonywania duża, więc w klubowych warunkach magicznie zamienia wszystkich w kupę niezdarnych, uśmiechniętych manekinów. Funky.
"Picanha" Thomasa Schumachera, który zaczynał już w 1995 roku jako Elektrochemie, to znacznie poważniejsza sprawa. Wszystko jest tu bardziej pod linijkę, na niemiecką modłę i w duchu konsekwentnego techno. Jednak dubujące dęciaki wpuszczają wirus, który rozplenia się szybko i zaskakująco łatwo odnajduje sobie partnera w postaci elektrowego przesterowanego basu. Właśnie ten dialog dwóch światów nadaje kawałkowi niepowtarzalnej atmosfery i przyjemnie buja.
Na koniec bardzo klasycznie i stylowo. Od samego początku "One Million Oaks" Itamara Sagi w remiksie Funk D'void zdradza, że bazuje na klasycznych house'owych brzmieniach. I tak też jest do końca. Koneserom deep-house uśmiech powinien rosnąć coraz bardziej z każdym przejściem. Inni mogą pobrać cenną lekcję historii, bo brzmienie jakie wskrzesił Funk D'Void to absolutna klasyka. Ciepłe syntezatory i nieśmiertelny hi-hat (posłuchajcie go tylko!) dają prawdziwy house'owy retro-groove w dobrym guście.
Broda




Broda
Etykiety:
broda,
groove,
minimal,
tech-house,
winyl
20 listopada 2008
WINYLOWA KUCHNIA WUJKA BRODY
W życiu każdego człowieka pojawia się czasem potrzeba epiki. Chce się wtedy więcej, bardziej, mocniej i na większą skalę. Podobnie w muzyce - a to skusi nas czasem symfonia, tudzież opera. Nie inaczej w elektronice. Choć epoka Klausa Schulze, czy też monumentalych, konceptualnych utworów art-rockowych przeszła już trochę do lamusa, a transowe jazdy nie mają dziś tylu fanów, wciąż niezaprzeczalną przyjemnością jest oddanie się parunastominutowym odlotom, czy to w domowym zaciszu przy słuchawkach, czy też w halopodobnym klubie. Tak więc dzisiejsza edycja kuchni poświęcona będzie takim (nie krótszym niż 11 minut) kawałkom, które nie chcą, żeby je szybko miksować i które wciągają do swojego świata, proponując długą podróż w głąb muzyki.
Żeby delikatnie wejść w temat, proponuję jedną stronę nowej, świetnej epki Spencera Parkera "The Dreamer" - utwór "The Improvised Minotaur". Ten jazzujący w swoim pianinku kawałek ma bardzo wciągający charakter. Wszyscy fani Keitha Jarretta będą dobrze wiedzieć o co chodzi - lewa ręka wygrywa hipnotyczny pasaż, prawa improwizuje w tonacji. Do tego mruczący pianista i elegancka perkusja, co razem tworzy dosyć odlotowy efekt - ciężko jest wydostać się z spod jarzma tej motoryki, choć nie boli to w głowę jak Detroit.
Martinez, weteran w dziedzinie mocnego, hipnotycznego grania, na płycie "Momomowha" prezentuje w tytułowym kawałku wariację na temat prostego sampla wokalnego, który wije się przez większość utworu i nadaje mu bardzo afrykańskiego, rytualnego posmaku. Czyżby tribal house wracał? W takim wydaniu nabiera z pewnością dużego uroku. Tańce przy ognisku i swoisty szamanizm świetnie łączą się tu z lekko kwaśnymi akcentami. W ten sposób wracamy do czarnych korzeni tej muzyki, choć szaleństwo i rozmach Martineza są z pewnością w tym utworze bliskie przekroczenia granicy wytrzymałości. Twardzi technomaniacy pieją jednak z zachwytu.
Italoboyz nie przestają eksperymentować. Ich ostatnich kilka wydawnictw to radykalne próby zredefiniowania granic techno w kontekście jazzu, muzyki konkretnej i klasycznego amerykańskiego minimalizmu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. W "Portucais" Italoboyz bawią się, na modłę Steve'a Reicha, ludzkim głosem. Fragment rozmowy jest tu pocięty na zasadzie kolażu taśmowego, a w tle rozwija się oddzielna historia melodyczna. Techno przeplata się z eksperymentem. Trudno powiedzieć czy taka muyzka trafi na parkiety, ale co bardziej kreatywni dje już umieszczają ten utwór na swoich set listach...
W ramach odpoczynku po tych ekscesach proponuję Guillaume & The Coutu Dumonts w utworze "Les Gans", zremiksowanym tu przez Audio Werner. Wprowadza on nutę chilloutu: snujący się saksofon i niespieszne tempo nie zmuszają do niczego, ciągną się gdzieś w nieznanym kierunku, pozwalając nam swobodnie dryfować i marzyć. To muzyka tła, zapodana z wielką gracją, wyczuciem i ładnie okraszona lekko hawajską perkusją.
Pozdrawiam!
Broda




Pozdrawiam!
Broda
Etykiety:
broda,
deep-house,
minimal,
tech-house,
winyl
9 listopada 2008
WINYLOWA KUCHNIA WUJKA BRODY
Za oknem szarość, wiatr, ciemno i źle. Sytuacja robi się coraz bardziej dramatyczna, dlatego śpieszę z odtrutką w postaci zastrzyku muzyki, która postawi was na nogi, a może i nawet zmusi do mimowolnych pląsów.
Są pewne stare i niezawodne sposoby - herbata z miodem, bańki no i oczywiście disco. Mimo że jego wielka era już minęła, a sama muzyka odeszła w dużej mierze do lamusa, wciąż powstają raz na jakiś czas kawałki, które nawiązują do tego stylu i wpuszczają do niego trochę świeżego powietrza - tak właśnie jest w przypadku "Back to Disco" Nicka Solid, który zrobił bezpretensjonalny kawałek na motywach chicago house i kosmicznego disco, okraszone wkręcającym MC, którego partie zostały rewelacyjnie pocięte - znać w tym mistrzowską rękę i wyczucie gatunku. Polecam!
Kanadyjczyk ukrywający się pod pseudonimem Guillaume & The Coutu Dumonts regularnie nawiedza moje wpisy, ale cóż się dziwić - moim zdaniem to historia dzieje się na naszych oczach. Przy jego płodności i równej formie z pewnością zajdzie daleko. "I Was On My Way To Hell", mimo tytułu przyprawiającego o ciarki to kawał rewelacyjnego blues-house'u. Ciekawy, organiczny podkład (mieszanka żywej i automatycznej perkusji) i świetny motyw przewodni same w sobie pociągnęły by ten kawałek. Ale jest jeszcze wokal... świetnie dobrany blues, który doskonale współgra z muzyką i sprawia, że tego 9-minutowego epickiego numeru słucha się wyśmienicie, prawie tak jak "Sinnerman" Niny Simone. Na okrasę - jedna z ciekawszych okładek ostatnich tygodni. Palce lizać!
Jak już zapomnimy o listopadowej aurze, to możemy przenieść się wprost z powrotem w środek lata - "El Verano" jak powiedziałby hiszpan Alex Under. Jego muzyka to rasowy tech-house/minimal, z opętańczą motoryką (Trapez!) i jak zawsze zaskakującą melodyką. Przejście ok. 4:30 nie pozostawia zawodu; wszystkie dotychczas rozproszone, chaotyczne elementy splatają się nagle w całość i rusza do przodu funkująca maszyna z organkami, wokalnym samplem i pędzącymi przeszkadzajkami. Sprytna konstrukcja i pogodny nastrój sprawiają, że utwór nie jest po prostu kolejnym takim samym tech-gniotem, ale samodzielną propozycją muzyczną, która potrafi nie tylko bujać na parkiecie, ale też i w tramwaju czy w fotelu.
Dinky wydała właśnie długo oczekiwany album i chwała jej za to. Chilijska producentka ma już na koncie dużo wydawnictw, więc przemyślany i dojrzały album był naturalnym krokiem naprzód. Dinky zaskakuje gęstością i rozmachem swoich produkcji, jak w tytułowym "May Be Later" który, jak Coutu Dumonts, zgrabnie łączy tradycje akustyczną i syntetyczną. Snujące się wokalizy i pocięte fragmenty piosenek wprowadzają luzacką atmosferę - całość brzmi jak toczący się po bocznym torze, roztańczony pociąg w środku leniwego lata. Tylko, że gdzieś w szóstej minucie odrywa się od powierzchni ziemi i zaczyna lecieć na księżyc, w rytmie deep-house/cosmic-grooves... w końcu pozostawiając po sobie tylko ślad na niebie i kosmiczne odgłosy. Całkiem odlotowo.
Życzę wam wielu takich udanych odlotów w smutnym listopadzie.




Życzę wam wielu takich udanych odlotów w smutnym listopadzie.
Etykiety:
broda,
deep-house,
minimal,
tech-house,
winyl
12 października 2008
WINYLOWA KUCHNIA WUJKA BRODY
Po serii prezentacji wytwórni wracam do formuły prezentacji konkretnych płyt i perełek, które na nich można znaleźć. Dziś będzie zdecydowanie różnorodnie, więc odtrutka na nudę gwarantowana.
Zaczynamy od Ryana Crossona i jego nowej EP-ki dla Wagon Repair (słynącej nie tylko ze swoich okładek). Ryan jest z samego Detroit i mówi to już trochę o jego muzyce. Po wydawnictwach dla M_nus czy Trapez raczej określił się jednoznacznie w minimalnym nurcie, choć, jak słychać to na tej płycie, nie unika obcych wpływów i nie jest purystą jakich w stolicy techno nie brakuje. Tytułowa "Confiteria Del Molino" zaczyna się od nawarstwiających się, modulowanych wokali, mocnego basu i elektrostatycznych drobiazgów w tle. Po trzech minutach jednak pojawia się zaskakujący temat na trąbkę, który fantastycznie buduje napięcie i nadaje przyjemnego pędu całemu utworowi. Już rozpędzony, okazuje się on być prawdziwą torpedą, choć - jak silniki typu diesel - nie osiąga zawrotnej prędkości, ale dysponuje naprawdę dużą mocą. W naszym przypadku - wielu tancerzy mechanicznych.
"Casamance" to, dosłownie, płyta jednego utworu. Pierwotnie white label, okazała się być prawdziwym strzałem w dziesiątkę i popisowym hitem Lauhaus - miłego Holendra, połówki duetu Polder. Utwór ten prezentuje to, co w gatunku tech-house najlepsze. Repetycyjność i elegancka dramaturgia rzeczywiście potrafią zakręcić w głowie, ale wszelkie kanty mechaniczne łagodzą świetnie dobrane sample - gitara wchodząca w słodką interakcję z pianinkiem, czy też w dalszej części utworu - głos (prosty i skuteczny!) oraz zupełnie niespodziewane, długie solo na kwaśnym Rolandzie, które wije się gdzieś niepostrzeżenie w tle i wwierca przyjemnie do głowy. W swoim gatunku absolutne mistrzostwo i już od jakiegoś czasu parkietowy wymiatacz.
Kreon & Lemos to zacny duet z Grecji, która ostatnio jest elektronicznie-klubowo bardzo płodna. "Lyly's Here" w remiksie Anthony'ego Collinsa (z francuskiej Freak n Chic) to druga strona płyty z remiksami "Lookooshere". To chyba najbardziej emocjonalny i dojrzały utwór dzisiejszego wyboru. Bałkańska perkusja podszyta mocnym bitem to znak rozpoznawczy i największa siła Collinsa, ale muzycznie wiele pozostaje z oryginału - smutne, ale piękne pasaże syntezatorowe, rytmiczne akordy na fortepianie i ujmujący klarnet, który prowadzi nas za rękę po drugiej połowie utworu, pełnej przestrzeni i wszelakich dubowych smaczków. Jeśli ktoś oskarża muzykę klubową o bezduszność, lub twierdzi, że brakuje tam autentyzmu muzycznego, niech posłucha tego utworu, bo jest dobry zarówno do tańca nóg jak i umysłu.
Schodząc nieco na ziemię, proponuję posłuchać obiecującego debiutu Chrisa Gowlanda, aka GOW. Debiut to dosyć mocny, bo dla respektowanego Trapezu. EP-ka "Jiffy Hornswoggle" nie tylko z tytułu jest nietypowa. Oba kawałki są silnie stechnicyzowane, mocno osadzone w trapezowej stylistyce, ale wyróżniają się oryginalnością materiałów źródłowych. W "Nipperkin Noodle" mamy całą plejadę niespotykanych dźwięków o nieodgadnionej proweniencji: ciągle coś świszczy, zawodzi, bzyczy i trzeszczy - takiej plejady niesztampowych przeszkadzajek dawno nie słyszałem! Całość trzyma się na dodatek świetnie razem i tworzy rozedrganą tkankę, która zaczyna po jakimś czasie żyć swoim własnym elektryczno-owadzim życiem. Doskonała produkcja, niepowielanie klisz i przymrużenie oka to znowu atuty Trapeza i, mam nadzieję, przyszłych utworów Chrisa. Polecam zwłaszcza na słuchawkach.
Pozdrawiam
Broda




Pozdrawiam
Broda
Etykiety:
broda,
deep-house,
minimal,
tech-house,
winyl
5 października 2008
WINYLOWA KUCHNIA WUJKA BRODY - LABEL SHOWCASE IV
To ostatnia odsłona cyklu label showcase - co dobre musi się kończyć. Dlatego mam dla was dzisiaj trochę fajerwerków na zwieńczenie tego skromnego serialu.
Zaczynamy od Boxer Recordings z Kolonii - to renomowana wytwórnia, której szeregi zasilają takie tuzy jak Frank Martiniq, Delon & Delcan czy Dusty Kid. Jej brzmienie jest zazwyczaj przebojowe i dorobiło się określenia electro-techno. Nie przebierając w środkach, artyści z Boxer Rec. biją na głowę (też za sprawą prekursorstwa) wszelkie wykwity post-nu-rave'owe i neo-electro. Proste środki i solidna produkcja i precyzja uderzenia godna Muhammada Alego to znaki rozpoznawcze obozu bokserów. Posłuchajcie choćby gitarowo-syntezatorowego "Manhattan" The Shock, jazgoczącego i zaczepnego "Boost" Franka Martinique, czy przebojowego, electrowego "Drug Queen" Duoteque. Bardziej techniczne i stonowane oblicze Boxera (jest takie...) reprezentuje Zentex, tu z utworem "Kayra" w remiksie Alexa Under.
Italo Business to włoski net-label (choć wypuszcza też winyle), który wydaje techno o niewielkiej puli cech wspólnych z italo-disco, ale dla niektórych równie drażniące lub nęcące. Ocierające się o tandetę i prymitywizm techno z Italo Business, z durnymi melodiami, kwasami a la Crookers, lub fidgetowymi akcentami broni jednak niesamowita moc rażenia i siła przebicia. Przy pędzącym "Clacson" Dama, wykręconym "Tribute to Sconvoltz" czy bardziej house'owym "Double Interference" nie sposób usiedzieć. Na odtrutkę proponuję bardziej deepowy, stonowany "Deeply" Cardo.
Trenton to najbardziej melodyczny label z dzisiejszego zestawienia. Stawia na mocno techniczny podkład, ale pojawiają się różne dźwięki, które układają się w pulsujące tkanki melodii, jak choćby w przypadku "Lunar Jazzphysics" Theodora Zox, czy w bardzo tanecznym i wibrującym "Macho Lato" - jednej z najlepszych polskich produkcji ostatnich lat, nad którą oprócz naszych rodaków z 3 Channels pracowali Reynold (szef Trentona) i Jeff Samuel (który to wszystko zremiksował pod zabawnym tytułem "Jeff Samuel Will Work For Sex Remix"). Trenton jest też godny polecenia fanom klimatów deep - "Deeds" autorstwa Tilla von Sein (w remiksie Johna Tejady) jak i "Poison In My Mind" Reynolda to bardzo solidne kawałki w tym gatunku.
Na pożegnanie zostawiłem jedną z najciekawszych i najlepszych wytwórni ostatnich lat - Trapez, który jest sublabelem Traum Schallplatten. Pojemny katalog, świetna selekcja i wysoki poziom kolejnych wydawnictw sprawia, że Trapez jest jednym z tych labeli, które przynajmniej do niedawna kupowało się w ciemno. Oryginalnie utwory spod tego szyldu pomyślane były jako dj tools, więc mamy tu do czynienia z nieobrobionymi perełkami, które wymagają dobrego dja potrafiącego wydobyć ich blask. Na pewno takim utworem jest "Ssswing" Łukasza Seligi aka SLG. Wizytówką Trapez są jednak długie, pędzące w noc lokomotywy, jak np. "Tin Soldier" duetu Red Robin & Jakob Hilden, czy "Share Your Body" Rolanda M Dill. Dla tych, którzy narzekają, że to mało subtelne i skromne muzycznie, polecam utwór "Interafrica" Mihalisa Safrasa, który swoim pięknym przestrzennym klimatem, delikatnie wplecionymi żywymi instrumentami i uwodzącą motoryką będzie, mam nadzieję, ładnym sposobem na pożegnanie się z serią label showcase. Mam nadzieję, że momenty były.
Broda




Broda
Etykiety:
broda,
deep-house,
label showcase,
minimal,
tech-house,
winyl
24 września 2008
WINYLOWA KUCHNIA WUJKA BRODY - LABEL SHOWCASE III
Aloha, dziś będzie prawdziwe techno. Koniec pierdolenia.
Na początek M_nus, wytwórnia-legenda, założona przez samego Plastikmana - Richiego Hawtina. M_nus nie przebiera w środkach i wydaje tylko mocny, ciężki, monochromatyczny minimal i techno. Grono artystów skupionych wokół tej wytwórni tworzy zgrany zespół i muzyczną rodzinę. Nic więc dziwnego, że M_nus często bywa oskarżany o elitaryzm i zadzieranie nosa. Nikt jednak nie zaprzecza, że po dziesięciu latach label ten wciąż szokuje bezkompromisowością podejścia i poszerza granice muzyki tanecznej. Do posłuchania na próbę daję wam kawałek z nowej płyty Heartthrob (o pięknym tytule "Dear Painter, Paint Me") - "Futures Past", klasyczny utwór Plastikmana - "Panikattack" w remiksie Guido Schneidera, ciężki i duszny "Off Print" Gaisera, oraz nakręcony jak spirala "GRVL" Troya Pierce'a.
Highgrade, label Toma Clarka, nie wybiega tak daleko w awangardę jak M_nus, ale eksploruje tereny bardziej melodyczne, pozostając jednak w rejonie niezwykle hipnotycznej muzyki o widocznym zacięciu do dziwnych, elektronicznych dźwięków i barokowych, ornamentalnych kompozycji. W utworach spod znaku Highgrade panuje niespotykana, egzotyczna atmosfera, jest dużo przestrzeni, dubów i wysmakowanych akcentów. Posłuchajcie sami. Mam dla was tajemniczy utwór "Kabuki" Asema Shamy, w remiksie Pan-Pot, kraut-rockowy pociąg "Baccara" Schneidera i Galluzziego, deep-housowy, bujający "Anic" Svena Brede, oraz kosmiczny "7 eleven" duetu Todd Bodine & Daniel.fx.
Great Stuff, dla równowagi, opuszcza "wyżyny" elektroniki i schodzi na ziemię, serwując zdrowy, mięsisty, tech-house, okraszony często komercyjnymi akcentami, ale niezawodny parkietowo i zawsze mocno osadzony rytmicznie w koleinach techno. Zróżnicowanie gatunkowe jakie tu panuje to często przykrywka - w muzyce wydawanej przez Great Stuff panuje po prostu pazerny hedonizm, zacięcie do imprezowania do rana i klubowa blaza, choć wszystko jest tu wzięte w odpowiedni nawias. Dla przykładu, "Boogie Nights" Tomcrafta w remiksie Lutzenkirchen to pokiereszowane techno-disco, z tandetnymi syntezatorami, electro-housowymi przejściami i mocnym bitem, "Orbital Dance Machine" to kolejny parkietowy stwór z perfidnymi przejściami, o estetyce extasy, "You're Mine", oryginalnie Pressure Drop, tu w remiksie Kabale Und Liebe, spuszcza z tonu, pojawia się ładny (trochę nostalgiczny nawet) wokal i bas daje bardziej żyć, choć motoryka pozostaje podobna; zaś w "City of Gods" Namito gęsty od instrumentów perkusyjnych wstęp, który ciągnie się do czwartej minuty pęka, żeby wpuścić kręcący motyw, potem hi-haty, mały break i jedziemy dalej...
Cocoon prowadzi Sven Vath. Ta informacja powinna wystarczyć wielu osobom. Waga naturalnie więc jest superciężka, co dodatkowo jeszcze pogarsza zła sława okrywająca Svena jako dj-a... Słychać to z pewnością w przytłaczającym nieco "Freche Fruchte" Dominika Eulberga. Ale w katalogu Cocoon znajdziemy też lżejsze perełki, jak choćby orientalny, wijący się jak w tytułowym tańcu brzucha "Belly Dancing" Guya Gerbera. Cocoon wydaje, lub wydawało, mnóstwo gwiazd, więc nic dziwnego, że zaplątał się tu i Tiefschwarz, choćby w utworze "Liquid Cherries", który choć oszczędny, daje do pieca i ciekawie flirtuje zarówno z minimalem, jak i starszym electro. W Cocoon wydaje się też nasz rodzimy luksusowy towar eksportowy - Jacek Sienkiewicz - tutaj z bardziej stonowanym, rozmarzonym i melancholijnym "Good Night". I tym miłym rodzimym akcentem was pozdrawiam,
Broda
BONUS





Broda
BONUS

Etykiety:
broda,
deep-house,
label showcase,
minimal,
tech-house,
winyl
18 września 2008
WINYLOWA KUCHNIA WUJKA BRODY - LABEL SHOWCASE II
W drugiej edycji przeglądu ciekawych i ważnych wytwórni na scenie porządnej technicznej muzyki przyjrzymy się kolejnym czterem gorącym stajniom, które osiągnęły już kultowy status.
Zaczynamy od szwajcarsko-berlińskiej Cadenza Records, której szefem jest Luciano (Mixmag obwołał go dj'em roku 2007). W katalogu ma takich tuzów jak Ricardo Villalobos, Loco Dice czy Rhadoo. Stylistycznie Cadenza wierna jest minimalnemu, rozedrganemu brzmieniu, które wypracowała sobie na samym starcie, choć konsekwentnie unika głebin i mroków, które pogrzebały już niejednego producenta. Zawdzięcza to pewnie latyno-amerykańskim inklinacjom swojego szefa, jak i konsekwentnemu doborowi artystów, którzy nie boją się kolorów w swojej muzyce. W ramach zapoznania proponuję konsumpcję "Floppy" Alexa Picone, prostego, ale skutecznego utworu o pogodnej melodyce, intrygującym rytmie i miłej motoryce, dalej "Honolulu" Digitaline, 17-minutowy epicki, ale zarazem plażowy utwór, ocierający się o glitch i micro-house; napięcie pozostałe po nim można rozładować "Albertino" autorstwa duetu Guido Schneider & Andre Galluzzi - możliwe, że to największy parkietowy hit w historii tej wytwórni, na koniec zaś przedstawiam wam próbkę tzw. "liquid techno" - "Letters" Reboot, kolejnego, tym razem 10-minutowego monstrum, gdzie jest wszystko co dobre w Cadenza - silna, przekonująca rytmika o bogatej fakturze, ciekawe rozwiązania melodyczne i intrygujące sample (zaśpiewy zza światów, heh).
Moon Harbour Matthiasa Tanzmanna, label z Leipzig, idzie o krok dalej niż Cadenza, proponując również ciekawy rytmicznie minimal, ale z bardziej deep-house'owym zacięciem i ze zdecydowanie mocniejszym, funkowym basem. Prezentację zacznę od "Break New Soil" Gregora Treshera, który eksploruje właśnie ten region gdzieś pomiędzy minimalnym techno, a deep-house'ową melodyką: w utworze tym wszystko pika i cyka prowadzone, jak za rękę, przez potężny, bujający bas; w "Suki Zuki" Luna City Express z kolei mamy zatrzęsienie sampli; gwar ludzi, flecik i saksofon (dialogi między nimi są świetne!) które sprawiają, że utwór wprowadza bardzo ciepłą atmosferę; "Crazy Circus" to kompozycja szefa - Matthiasa Tanzmanna - w remiksie Guido Schneidera (patrz Cadenza!), która pokazuje bardziej taneczną stronę wytwórni, choć zza ściany instrumentów perkusyjnych przezierają czasem intrygujące sample i fragmenty jakichś dziwnych pejzaży muzycznych; na deser zostawiam nowo-zelandzką produkcję Szymona Kwiata :) (Simon Flower) pt. "Send In The Clowns", która jest z kolei przykładem jakiegoś space-funku na sterydach po kwasie - dosyć surrealistyczny, acidowy utwór łączący bardzo różne stylistyki i trzymający je razem w ryzach silnego i gęsto nabudowanego bitu.
Poker Flat to jedna ze starszych (1998) i bardziej zasłużonych wytwórni na polu ciekawego tech-house'u i okolic. Label Steve'a Buga wydawał już takie gwiazdy jak Josh Wink, Trentemoller, Märtini Brös. czy Phonique. Co ciekawe, Bug dba o to, żeby poszerzać horyzonty i nie trzymać się uparcie tych samych formuł, co widać w dosyć dużej progresji jaka miała miejsce w ciągu ostatnich lat w szeregach Poker Flat. Wpływy sięgają od Jeffa Millsa i Axis, po Chicago house, acid i niemieckie dubowe techno. Ja skoncentruję się na bardziej przystępnych, tanecznych i bezpretensjonalnie kręcących numerach. Zaczynamy od "Organic" duetu Guido Schneider (trzeci raz dziś!) & Florian Schirmacher, którzy skutecznie bujają za sprawą chwytliwego wiodącego pasażu i świetnie rozmieszczonych przeszkadzajek, choć w stonowanym przejściu można skutecznie odlecieć w inny wymiar; dalej mamy zacnego Jeffa Samuela i "Relapse", który, na podobny do "Organic" sposób buja, ale operuje w zdecydowanie mniej radosnych rejestrach - bluesowych, rzekłbym nawet - to bardzo ładny, przestrzenny utwór pokazujący to, co najlepsze w tym co przyszło nam określać tech-house, zwróćcie uwagę na świetne organy w szóstej minucie!; "Let Me Dance" Martina Landsky, w remiksie Sebo K, to już klasyczny deep-house'owy parkietowy wymiatacz, o niezwykle zaraźliwym rytmie, oraz bardzo tanecznym pianinku i organkach; skończymy przy "Loverboy" samego Steve'a Buga, który oprócz świetnego pianina (znów!) i krągłego basu bryluje znamiennie kwaśnym motywem w stylu starego Detroit, tyle że okraszonego wokalem, który wprowadza lekko dekadencką atmosferę.
Oslo to najmłodszy label z dzisiejszej prezentacji: ma zaledwie roczek, ale już dorobił się wielkiego hitu, wylansował gwiazdę i nadaje ton scenie z pogranicza techno i house. Dla Oslo produkują, często pod innymi pseudonimami, takie tuzy jak Miss Fitz czy Guillaume & The Coutu Dumonts. Jak to określił Johnny D, numer jeden w Oslo, chodzi im o to, by muzyka dobrze bujała głową i ciałem, tak jak to robiła kiedyś na Woodstock... To jest z pewnością jedyna rzecz jakiej nie można odmówić Oslo - ich utwory często mimowolnie pobudzają czynności motoryczne, o jakich wcześniej mogliście nie zdawać sobie sprawy. Zazwyczaj długie, rozciągnięte kompozycje potrzebują czasu, ale jak się rozpędzą, przejeżdżają każdy parkiet, co dj'e na całym świecie szybko odkryli za sprawą "Orbitalife" Johnny'ego D, który był wielkim hitem wakacji. House podany w sosie techno, oszczędny, choć wyrazisty, z mruczącym gdzieś w tle wokalem i potężnym basem okazał się być wybuchową mieszanką i zawirował światkiem muzycznym. Ale na Johnny'm D, choć ma na koncie też taką perełkę jak "Manipulation", katalog Oslo się nie kończy. Znajdziemy tu jeszcze Christiana Burkhardta z "Kreiskollaps" (tu w remiksie szefa Oslo - Federico Molinariego) - kolejnym bezkompromisowym techno-bujaczu, oraz zjawiskowe The Per Eckbo Orchestra z "Beat Bravo", w którym bardziej stonowane, stłumione dźwięki wprowadzają leniwą, ciepłą i przyjemną atmosferę. W zimnym Oslo.
Broda




Broda
Etykiety:
broda,
deep-house,
label showcase,
minimal,
tech-house,
winyl
13 września 2008
WINYLOWA KUCHNIA WUJKA BRODY - LABEL SHOWCASE I
W dobie beatportu, torrenta i cedeków wiele osób wątpi w tradycyjną instytucję labela - wytwórni, która trzyma w ryzach artystów, promuje ich i trzyma zwarty stylistycznie katalog z którego fani mogą kupować w ciemno. Na przekór wszystkiemu jednak, labele wciąż mają silną pozycję - zarówno wśród dj-ów jak i słuchaczy. Żeby nie być gołosłownym, moją apologię małych wytwórni ilustruję przeglądem tych, które mnie szczególnie ujęły i, mam nadzieję, ujmować będą. I już nikt nie powie za Bursą, że ma w dupie małe wytwórnie!
Zaczynam od Audiomatique, założonej przez Steve'a Buga. Katalog ma mały, ale wysmakowany: wydają tu naprawdę cenieni producenci, m.in. Trentemoller, Robert Babicz czy Martinez. Muzycznym kluczem do Audiomatique jest dosyć bezkompromisowa mieszanka tech-house'u i techno, o często metalicznym, głębokim i "zautomatyzowanym" brzmieniu. Jako przedsmak tego brzmienia proponuję elegancki i powściągliwy utwór Eyerera i Hinza - "Shanghai Style", napędzający jak lokomotywa, motoryczny "Kansas City Shuffle" Martineza , techniczny i elektrowy remiks Trentemollera utworu "Coincidance" Mathiasa Shaffhausera, oraz głęboki, kołyszący i nastrojowy "Spiral Boogie" Roberta Babicza.
Cecille, macierzysta wytwórnia SIS, Markusa Fixa i Andomatu 3000, to młody label Nicka Curly i Marca Scholl. Choć mają na koncie tylko kilka winyli, nie wydali nigdy niczego poniżej poziomu regularnej doskonałości. Prezentują eksperymentalny tech-house, często zainfekowany world-music, żywymi instrumentami, jazzem, muzyką afrykańską oraz tradycyjnym techno - a wszystko to pod jednym dachem w Mannheim. Na próbkę prezentuję Andomat 3000, który czerpie garściami z funku, jazzu i etno, tutaj w hipnotyzującym "Vertical Smile" o rewelacyjnie poprowadzonej linii melodycznej; dalej Grek Lemos ze bardziej stonowanym, matowym "Who Do You Believe In"; Sercan w pełnym dziwnych sampli, odrobinę niepokojącym "Claro Claro", oraz rewelacyjny SIS, z opartym o damskie wokalizy, deep-house'owym hymnem "Orgsa".
Get Physical Music to chyba najbardziej znana i komercyjna wytwórnia jaką dziś prezentuję. Statek-matka Booka Shade i M.A.N.D.Y., w katalogu ma też Fuckpony, Noze, Junior Boys, Lopazz, czy Samima. Jej siłą jest jednak różnorodność - mieszają się tu melodyjny house, IDM, minimal, czy też bardziej awangardowe nagrania. Obok weteranów i gwiazd są też bezkompromisowi undergroundowi producenci. W moim zestawieniu, mimo że to tylko cztery utwory, i tak obskoczymy kilka stylów: "Amon" Jony to mocne techno, z motoryką i siłą podobną do starego Detroit, ale z europejskimi smaczkami, "No Kinda Man" Junior Boys potraktowany przez Chloe to głęboka i basowa wycieczka w głąb siebie, "Little Bug" Noze z kolei łączy w sobie kabaret, muzykę cygańską, wschodnio-europejską swadę (pijacką też) i minimal!, "Midnight Monkeys" Tiger Stripes zaś to typowy przykład tech-house'owego parkietowego wymiatacza, jakimi Get Physical wyrobił sobie markę.
Opossum to najbardziej minimalna, wyspecjalizowana i najcięższa wytwórnia z dzisiejszego wyboru. Wydają tylko na winylu, tylko single i tylko w jednym stylu - pompującym, przebasowanym, kręcącym tyłkiem minimalem. Moritz Piske, Broombeck i Format: B to największe gwiazdy, ale w tym wąskim środowisku mocnych, wyrównanych produkcji ten termin przestaje mieć sens. Duży dystans do siebie, widoczny w grafice, tytułach i podejściu pokazuje, że można dziś jeszcze robić muzykę bez oglądania się na świat komercji, w przyjacielskim gronie i z bezpretensjonalnym jajem. "Rabbit Hunt" Format: B to typowy minimalny dewastator parkietowych tyłków z tej stajni, "Scatfunk" Moritza Piske to zabawny flirt minimalu ze scatem (kto pamięta Scatman Johna?), "Slipless in Seattle", też Moritza, ale w remiksie Matta Stara kontynuje zabawy z wokalizami (i tytułami...), ale w jeszcze bardziej technicznym stylu, zaś "Toshimi" Pablo Reza (też wokalny, ale jak!) dalej eksploruje znak markowy Opossum - bogatą, choć bardzo parkietową rytmikę i inteligentną produkcję.
Czekajcie na kolejne części Label Showcase!
Broda




Czekajcie na kolejne części Label Showcase!
Broda
Etykiety:
broda,
label showcase,
minimal,
tech-house,
winyl
9 września 2008
WINYLOWA KUCHNIA WUJKA BRODY
Witajcie w ambulatorium krokodylki!
AS
Powakacyjny odcinek naszych plastikowych przygód będzie przebiegać pod znakiem Circus Company i muzyki pozostającej w klimatach tej wytwórni. Jest w tym odrobina prawdy - jesień się zbliża, dziać się będą rzeczy coraz dziwniejsze i cyrkowniejsze...

Żeby miękko wylądować po wakacyjnych szaleństwach z pewnością dobrze zrobi nam odrobina gospel, zwłaszcza jeśli czarna rytmika odnajduje się w bardziej współczesnych środkach wyrazu. Po latach spędzonych u sterów szacownej Circus Company, Sety wydał swoją pierwszą płytę, która od razu zaskarbiła sobie wielu fanów, szczególnie za sprawą świetnego remiksu z Kanady: Mogane (Guillaume & The Coutu Dumonts Remix). Rewelacyjna, miękka produkcja, świetnie rozłożone sample, niebanalna rytmika potwierdzają, że house nigdy nie zginie przy tak zdolnych producentach. Na oddzielne słowa pochwały zasługuje też oryginalna okładka...

Kolejna propozycja, "Crazy Place" Dave'a Aju, to fuzja eksperymentu z najlepszymi szlifami klubowymi jakie nadaje utworom w remiksach Luciano. Dave wyprodukował ten utwór mając za jedyny instrument swoje własne usta (tytułowe crazy place?). Idea nie nowa, był już przecież Matthew Herbert (choćby "Bodily Functions"), ale za to wykonanie intrygujące. Remiks Luciano - "Crazy Place (Luciano Remix)" pozwala nam długo cieszyć się subtelną piramidą oryginalnych dźwięków Dave'a i wyczekuje dopiero do szóstej minuty z pierwszym elektronicznym akcentem. Jego intruzja jednak rozpędza utwór i nadaje mu świetnego impetu, który punktuje niewymuszone, za to bardzo melodyjne solo na syntezatorze. Poświęciwszy temu utworowi więcej uwagi naprawdę trudno go nie docenić. Polecam.

Pozostając w klimacie Circus Company, ale przenosząc się do Detroit, proponuję posłuchać zwieńczenia nowej płyty Kenny'ego Larkina - "Keys, Strings, Tambourines" wydanej dla Planet E Carla Craiga. Larkin to weteran sceny techno, zaczynał w 1990 u boku takich tuzów jak Juan Atkins czy Derrick May. W jego muzyce słuchać różne wpływy: jazz, house oraz techno. Czuć też, że Larkin nie jest powielaczem pomysłów, ale kreatywnym muzkiem, który ciągle na nowo definiuje brzmienie czarnej muzyki z Detroit, którą wielu dziś zbyt łatwo wkłada do worka z "vintage techno". W "Cirque De Soul"mamy plejadę pięknej muzyki: od dubowego techno po jazz. Najlepsze jest jednak to, że tego kawałka po prostu świetnie się słucha, bez potrzeby muzykologicznego komentarza. Muzyka instant, choć przyjemność trwa dłużej niż pięć minut. Spróbujcie sami.

Na koniec pokonamy klasyczną w techno trasę Detroit-Niemcy i wylądujemy w Dusseldorfie i Berlinie, gdzie można spotkać Loco Dice - autora albumu "7 Dunham Place". Ten kawałek to zdecydowanie najbardziej mainstreamowa strawa na dziś, choć nie pozbawiona eksperymentalnego rysu. Surowy bit, trochę szumów i dobra gadka alfonsa z Brooklynu złożą się w parkietowy wymiatacz? Tak, pod palcami Loco Dice! Dekadencki klimat, dużo erotyki i efekt murowany. Loco Dice - Pimp Jackson Is Talkin' Now to trochę utwór zagadka, taki Frankenstein nowoczesnego techno, "dj tool" dla odważnego didżeja. Pokazuje jednak, że można coś ciekawego wykrzesać właściwie... z niczego. Żeby dało się tak robić cannelloni...
Broda
AS
Powakacyjny odcinek naszych plastikowych przygód będzie przebiegać pod znakiem Circus Company i muzyki pozostającej w klimatach tej wytwórni. Jest w tym odrobina prawdy - jesień się zbliża, dziać się będą rzeczy coraz dziwniejsze i cyrkowniejsze...

Żeby miękko wylądować po wakacyjnych szaleństwach z pewnością dobrze zrobi nam odrobina gospel, zwłaszcza jeśli czarna rytmika odnajduje się w bardziej współczesnych środkach wyrazu. Po latach spędzonych u sterów szacownej Circus Company, Sety wydał swoją pierwszą płytę, która od razu zaskarbiła sobie wielu fanów, szczególnie za sprawą świetnego remiksu z Kanady: Mogane (Guillaume & The Coutu Dumonts Remix). Rewelacyjna, miękka produkcja, świetnie rozłożone sample, niebanalna rytmika potwierdzają, że house nigdy nie zginie przy tak zdolnych producentach. Na oddzielne słowa pochwały zasługuje też oryginalna okładka...

Kolejna propozycja, "Crazy Place" Dave'a Aju, to fuzja eksperymentu z najlepszymi szlifami klubowymi jakie nadaje utworom w remiksach Luciano. Dave wyprodukował ten utwór mając za jedyny instrument swoje własne usta (tytułowe crazy place?). Idea nie nowa, był już przecież Matthew Herbert (choćby "Bodily Functions"), ale za to wykonanie intrygujące. Remiks Luciano - "Crazy Place (Luciano Remix)" pozwala nam długo cieszyć się subtelną piramidą oryginalnych dźwięków Dave'a i wyczekuje dopiero do szóstej minuty z pierwszym elektronicznym akcentem. Jego intruzja jednak rozpędza utwór i nadaje mu świetnego impetu, który punktuje niewymuszone, za to bardzo melodyjne solo na syntezatorze. Poświęciwszy temu utworowi więcej uwagi naprawdę trudno go nie docenić. Polecam.

Pozostając w klimacie Circus Company, ale przenosząc się do Detroit, proponuję posłuchać zwieńczenia nowej płyty Kenny'ego Larkina - "Keys, Strings, Tambourines" wydanej dla Planet E Carla Craiga. Larkin to weteran sceny techno, zaczynał w 1990 u boku takich tuzów jak Juan Atkins czy Derrick May. W jego muzyce słuchać różne wpływy: jazz, house oraz techno. Czuć też, że Larkin nie jest powielaczem pomysłów, ale kreatywnym muzkiem, który ciągle na nowo definiuje brzmienie czarnej muzyki z Detroit, którą wielu dziś zbyt łatwo wkłada do worka z "vintage techno". W "Cirque De Soul"mamy plejadę pięknej muzyki: od dubowego techno po jazz. Najlepsze jest jednak to, że tego kawałka po prostu świetnie się słucha, bez potrzeby muzykologicznego komentarza. Muzyka instant, choć przyjemność trwa dłużej niż pięć minut. Spróbujcie sami.

Na koniec pokonamy klasyczną w techno trasę Detroit-Niemcy i wylądujemy w Dusseldorfie i Berlinie, gdzie można spotkać Loco Dice - autora albumu "7 Dunham Place". Ten kawałek to zdecydowanie najbardziej mainstreamowa strawa na dziś, choć nie pozbawiona eksperymentalnego rysu. Surowy bit, trochę szumów i dobra gadka alfonsa z Brooklynu złożą się w parkietowy wymiatacz? Tak, pod palcami Loco Dice! Dekadencki klimat, dużo erotyki i efekt murowany. Loco Dice - Pimp Jackson Is Talkin' Now to trochę utwór zagadka, taki Frankenstein nowoczesnego techno, "dj tool" dla odważnego didżeja. Pokazuje jednak, że można coś ciekawego wykrzesać właściwie... z niczego. Żeby dało się tak robić cannelloni...
Broda
Etykiety:
broda,
minimal,
tech-house,
winyl
13 sierpnia 2008
WINYLOWA KUCHNIA WUJKA BRODY
Wakacyjna edycja kuchni będzie w wydaniu fusion, ponieważ wszystko wskazuje na to, że w techno do łask wracają elementy jazzu, world music, a nawet flamenco. Tym razem więc zapraszam na podróż po Grecji, Hiszpanii, przez Belgię do Anglii.

Pierwszy przystanek to Mihalis Safras - grecki producent, którego ostatnie wydawnictwa dla legendarnej wytwórni Trapez utwierdziły jego pozycję na polu ambitnego techno. W "Rainforest" łączy mocno perkusyjne, hipnotyzujące rytmy z delikatną linią melodyczną saksofonu i natłokiem subtelnych przeszkadzajek w stylu etno. Tworzy to mocno psychodeliczną całość i jest zdecydowanym kandydatem na przebój co ambitniejszych parkietów. Jest tu i plemienne szaleństwo i kawał emocji.
Hiszpański producent Prompt nie ma na koncie wielu wydawnictw, choć jego "Evolve" narobiło nie lada zamieszania. W utworze pt. "Zora" Manuel F. Llorente eksploruje brzmienia gitary i adaptuje na potrzeby klubowe... flamenco. Mistrzowsko wpleciony flet i doskonała harmonika całości pokazuje jak wrażliwym i muzycznie świadomym producentem jest młody Hiszpan. Utwór broni się na każdym froncie; ma w sobie duże pokłady energii i spore zasoby muzycznych niuansów dla koneserów gatunku.
Italoboyz, czyli Marco Donato i Federico Marton znani są warszawskim fanom ze swojego koncertu w klubie 1955, gdzie pokazali się jako dj-e. Po zeszłorocznym singlu "Viktor Casanova" odkryli się jednak jako ambitni kompozytorzy. Intrygująca "Zinga" udowodniła, że nie boją się eksperymentować, choćby i ze skrzypcami. "Bahia" jednak to zupełne zaskoczenie. Fani Johna Coltrane'a umrą z radości, a reszta klubu stanie osłupiała, kiedy z głośników popłynie nagle autentyczny jazz. Mash-up to czy sztuka?
Pozostając w tematyce afiliacji pomiędzy jazzem a współczesnym minimalnym techno, proponuję ostatni wybryk Jony (Jonathan Troupin, mój rówieśnik...) pt. "Take Five". Tak, wszelkie skojarzenia z Davem Brubeckiem są jak najbardziej na miejscu. Tak jak Italoboyz, Jona zrobił doskonały parkietowy hit, który nie pozostawia nikogo obojętnym, ale czy takie mariaże w mash-up'owym stylu mają rzeczywiście przyszłość przyjdzie nam się jeszcze zastanowić. W każdym bądź razie to, co tutaj mamy - działa. I to bardzo.
Jako bonus mój promocyjny set Afterlife. Z okładką i w ogóle taki teraz wycyckany :) Tytuł powinien mówić wszystko. Wasze komentarze są pożądane.
Broda

Pierwszy przystanek to Mihalis Safras - grecki producent, którego ostatnie wydawnictwa dla legendarnej wytwórni Trapez utwierdziły jego pozycję na polu ambitnego techno. W "Rainforest" łączy mocno perkusyjne, hipnotyzujące rytmy z delikatną linią melodyczną saksofonu i natłokiem subtelnych przeszkadzajek w stylu etno. Tworzy to mocno psychodeliczną całość i jest zdecydowanym kandydatem na przebój co ambitniejszych parkietów. Jest tu i plemienne szaleństwo i kawał emocji.



Jako bonus mój promocyjny set Afterlife. Z okładką i w ogóle taki teraz wycyckany :) Tytuł powinien mówić wszystko. Wasze komentarze są pożądane.
Broda
Etykiety:
broda,
minimal,
mixtape,
tech-house,
winyl
Subskrybuj:
Posty (Atom)