30 września 2008

STRZAŁY ZNIKĄD: MIKA W TRÓJCE



Strzały Znikąd w Programie Trzecim Polskiego Radia

Mazzy Star - Ghost Highway
Jeremy Jay - Airwalker
Chad VanGaalen - City of Electric Light
Songs: Ohia - Two Blue Lights
M. Ward - Four Hours In Washington
The Black Heart Procession - It's A Crime I Never Told
Calexico - Not Even Stevie Nicks...
Sufjan Stevens - A Good Man Is Hard To Find
Andrew Bird - Action/Adventure
Patrick Cleandenim - Days Without Rain
Final Fantasy -This Lamb Sells Condos
Joanna Newsom - Peach, Plum, Pear
Devendra Banhart - This Beard Is For Siobhan
Little Wings - Uh-Oh (It's Morning Time Again)
Cocorosie - Terrible Angels
The Books - The Lemon of Pink
Animal Collective - Leaf House
The Dirty Projectors - Time Birthed Spilled Blood
Le Loup - Planes Like Vultures.
Bon Iver - The Wolves (Act I & II)
Vincent Gallo - When
Nick Drake - River Man
Richard Youngs - One Hundred Stranded Horses
Thee, Stranded Horse - Swaying Eel
David Thomas Broughton - Ever Rotating Sky
Mazzy Star - Look On Down From The Bridge

ściągnij trójkowe thebeaty

pozdrawiam
Piotr

29 września 2008

NA POHYBEL COPYWRITEROM, CZYLI MUZYKA A REKLAMA I MUZYKA W REKLAMIE



Jakiś czas temu, w nudny, wakacyjny wieczór, oglądamy sobie z kolegą Piotrem Sopot Festiwal. Sabrina, Limahl, Szymon Majewski, popcorn, generalnie przyjemne nic. Aż tu nagle bachbum - reklama zeszytów. Nie byłoby szoku i zdziwienia, gdyby nie fakt, że podkładem do spotu był, znany czytelnikom tego bloga, utwór The Do. Skądinąd wiemy, że cwany copywriter trafił na niego przez naszą stronę. Komuś ten post się spodobał, przesłał go dalej i jakoś tak wyszło. I w sumie ok, bo The Do na pewno dostali za to dobre pieniążki. Ale czy piosenka o niedojrzałych mężczyznach, dzielnych kobietach i trudnych związkach pasuje do wyrobów papierniczych firmy jakiejśtam? Śmiem wątpić. Poza tym Mika trochę wyręczył Pana Copywritera bo mam nieliche przeczucie, że nigdy nie dotarłby do tej muzyki bez jego pomocy. Zatem, jeżeli jakaś agencja reklamowa jest zainteresowana płaceniem dwójce bloggerów za dobieranie muzyki do reklam to my bardzo chętnie. Pod spodem dwa inne przykłady "geniuszu reklamowego".

Dita Von Teese, która wygina się do piosenki o dziewczynie chorej na padaczce, czyli znany przebój Joy Division w wersji Agent Provocateur.



Zdrowi i muskularni sportowcy w reklamie Nike. Biegają, skaczą, strzelają gole. A w tle Johnny Cash śpiewa o uzależnieniu od heroiny.



Ale zdarzają się też highlighty. Phil Collins i Goryl.




S.T.tees

SZAST-PRAST!! I PO DISCODUST



Sobota zaczęła się od wódczanego blitzkriegu w Bistro - trzy wódki w trzy minuty niewiele po trzeciej po południu dla nieobytych z tutejszymi zwyczajami kulinarnymi niemieckich gości były kulturowym szokiem. Lekko pobudzeni ruszyliśmy na mały Tour de Varsovie. Creathief kocha Kopernika. Wszystko się podobało strasznie, ale najbardziej dziewczęta i Rasputin - ober brodaty z restauracji "U Kucharzy". W niej posilaliśmy się przed trudami nocy w prawdziwej didżejskiej śmietanie - obok nas i Discodustów przy jednym stole zasiedli jeszcze Mental Cut, Flułonkersi, Artur 8 i w ogóle joint venture ponad podziałami. Ober doradził mi, że "w takim stroju, to do cyrku, Sir".

Cyrk dział się istny, jak Rasputin to przewidział? Został tamtej nocy Obiekt Oswojony. Najpierw musieliśmy dać wywiad do telewizora. O 22:00 To Be Continued zaczęli tak ładnie (buziaki, chłopaki), że o 23 mieli już roztańczoną publiczność. My wystartowaliśmy ciuterson po północy. Nowy, jeszcze bardziej pianostabowy set zażarł, ze mnie zszarpano tiszert i rzucono nim w wygłodniałą publiczność (niechaj wam ciepło służy), densflor Obiektu, o który do tej pory baliśmy się najbardziej (bo lubimy, kiedy się wszystko w klubie przenika) falował jak grzywa łosia na snołbordzie. Krzyczeliście, wariaty, a to cisza nocna była!

O drugiej zagrały gwiazdy. J-Bounce (Paul - młodszy brat Justina Timberlake'a) podziela naszą fascynację oldskulowym hałsem i zagrał jego najprzedniejszą selekcję, pokazując przy tym, co można zrobić z gramofonami. Gdyby Harlem Globetrotters porzucili koszykarskie sztuczki na rzecz didżejingu, byliby J-Bouncem. Creathief (Hannibal) grał za to świeżyny, o których my, maluczcy, dowiemy się mniej więcej za rok.

Potem znów Bistro, jeszcze więcej wódki, kolejny odcinek Dynastii jako after, w którym Blejk Karington (Creathief/Hannibal) godził w drugim pokoju Kristal i Aleksis (których personalia muszą pozostać tajne), ale i inni się z sobą turlali, hahali, upijali, upadlali.

(Prawie) wszystko zostało udokumentowane na zdjęciach Szyma, Jagody Gawliczek i generationstrange.com :







































24 września 2008

DYSKOPYŁ - OSTATNIE STRZAŁY ZNIKĄD...



...w Radiu Kampus. Naprawdę.

Headshotboyz - Balkan Powa
Lil Mama ft Chris Brown & T-Pain - Shawty Get Loose (Don-Zee remix)
La Dream Team - The Dream Team Is In Da House (Dj Mighty Mi Remix)
Le Le - Breakfast
Aleks Discodust - TheHype.FM Mix 2 (fragment)
Lil' Bo Tweak - K-Rizzle (Jim Sharp's Re-Fizzle)
Lil Wayne - A Milli (Nadastrom Remix)
Fake Blood - Mars

Więcej o tym dziś po 22:00 tu.

ostatnie Strzaly w Kampusie dla klekcjonerów kości

WINYLOWA KUCHNIA WUJKA BRODY - LABEL SHOWCASE III

Aloha, dziś będzie prawdziwe techno. Koniec pierdolenia.

Na początek M_nus, wytwórnia-legenda, założona przez samego Plastikmana - Richiego Hawtina. M_nus nie przebiera w środkach i wydaje tylko mocny, ciężki, monochromatyczny minimal i techno. Grono artystów skupionych wokół tej wytwórni tworzy zgrany zespół i muzyczną rodzinę. Nic więc dziwnego, że M_nus często bywa oskarżany o elitaryzm i zadzieranie nosa. Nikt jednak nie zaprzecza, że po dziesięciu latach label ten wciąż szokuje bezkompromisowością podejścia i poszerza granice muzyki tanecznej. Do posłuchania na próbę daję wam kawałek z nowej płyty Heartthrob (o pięknym tytule "Dear Painter, Paint Me") - "Futures Past", klasyczny utwór Plastikmana - "Panikattack" w remiksie Guido Schneidera, ciężki i duszny "Off Print" Gaisera, oraz nakręcony jak spirala "GRVL" Troya Pierce'a.

Highgrade, label Toma Clarka, nie wybiega tak daleko w awangardę jak M_nus, ale eksploruje tereny bardziej melodyczne, pozostając jednak w rejonie niezwykle hipnotycznej muzyki o widocznym zacięciu do dziwnych, elektronicznych dźwięków i barokowych, ornamentalnych kompozycji. W utworach spod znaku Highgrade panuje niespotykana, egzotyczna atmosfera, jest dużo przestrzeni, dubów i wysmakowanych akcentów. Posłuchajcie sami. Mam dla was tajemniczy utwór "Kabuki" Asema Shamy, w remiksie Pan-Pot, kraut-rockowy pociąg "Baccara" Schneidera i Galluzziego, deep-housowy, bujający "Anic" Svena Brede, oraz kosmiczny "7 eleven" duetu Todd Bodine & Daniel.fx.

Great Stuff, dla równowagi, opuszcza "wyżyny" elektroniki i schodzi na ziemię, serwując zdrowy, mięsisty, tech-house, okraszony często komercyjnymi akcentami, ale niezawodny parkietowo i zawsze mocno osadzony rytmicznie w koleinach techno. Zróżnicowanie gatunkowe jakie tu panuje to często przykrywka - w muzyce wydawanej przez Great Stuff panuje po prostu pazerny hedonizm, zacięcie do imprezowania do rana i klubowa blaza, choć wszystko jest tu wzięte w odpowiedni nawias. Dla przykładu, "Boogie Nights" Tomcrafta w remiksie Lutzenkirchen to pokiereszowane techno-disco, z tandetnymi syntezatorami, electro-housowymi przejściami i mocnym bitem, "Orbital Dance Machine" to kolejny parkietowy stwór z perfidnymi przejściami, o estetyce extasy, "You're Mine", oryginalnie Pressure Drop, tu w remiksie Kabale Und Liebe, spuszcza z tonu, pojawia się ładny (trochę nostalgiczny nawet) wokal i bas daje bardziej żyć, choć motoryka pozostaje podobna; zaś w "City of Gods" Namito gęsty od instrumentów perkusyjnych wstęp, który ciągnie się do czwartej minuty pęka, żeby wpuścić kręcący motyw, potem hi-haty, mały break i jedziemy dalej...

Cocoon prowadzi Sven Vath. Ta informacja powinna wystarczyć wielu osobom. Waga naturalnie więc jest superciężka, co dodatkowo jeszcze pogarsza zła sława okrywająca Svena jako dj-a... Słychać to z pewnością w przytłaczającym nieco "Freche Fruchte" Dominika Eulberga. Ale w katalogu Cocoon znajdziemy też lżejsze perełki, jak choćby orientalny, wijący się jak w tytułowym tańcu brzucha "Belly Dancing" Guya Gerbera. Cocoon wydaje, lub wydawało, mnóstwo gwiazd, więc nic dziwnego, że zaplątał się tu i Tiefschwarz, choćby w utworze "Liquid Cherries", który choć oszczędny, daje do pieca i ciekawie flirtuje zarówno z minimalem, jak i starszym electro. W Cocoon wydaje się też nasz rodzimy luksusowy towar eksportowy - Jacek Sienkiewicz - tutaj z bardziej stonowanym, rozmarzonym i melancholijnym "Good Night". I tym miłym rodzimym akcentem was pozdrawiam,

Broda

BONUS

Free Image Hosting at www.ImageShack.us

23 września 2008

BIT.OWO - FIDGET, CZYLI POSTMODERNIZM



(Artykuł ukazał się we wrześniowym numerze magazynu PULP i zupełnie przypadkowo nawiązuje do dyskusji, która się wywiązała pod postem Wielkie Cycuszkobranie. Enjoy.)

Wikipedia podaje bardzo rozbudowaną definicję gatunku. Wspomina coś o połamanych partiach wokalnych, budowaniu kompozycji na różnicach poziomu głośności, bujających bitach, beat masher’ach, wobble’ujących basach…Z doświadczenia wiem, że definicje zwykle tylko wprowadzają niepotrzebny zamęt i ciężko cokolwiek z nich zrozumieć, o ile nie jest się profesjonalistą osłuchanym z wszelaką nomenklaturą branżową. Nie pora teraz na przerzucanie się skomplikowanymi terminami. Spróbujmy podejść do kwestii od strony socjologicznej i kulturowej. Dosyć ryzykownie, ale dla mnie fidget house jest bardziej zjawiskiem niż muzyką.
Recenzenci muzyczni i samozwańczy mędrcowie podkultury dopatrują się w każdym nadchodzącym stylu powrotu do dawnych mód i nurtów sprzed jednej, dwóch czy trzech dekad. Jednak obecnie obserwujemy taki natłok różnych „revivals”, że ciężko je wrzucić do jednego, jasno podpisanego, worka. Z jednej strony atakuje nas disco w postaci The American Dream Team , Hey Champ Djs czy Phantom’s Revenge. Ale mówić o renesansie lat 70tych przy garstce artystów byłoby nadużyciem takim samym jak wieszczenie powrotu lat 80tych, pomimo, że producentów inspirujących się tą kiczowatą epoką jest obecnie najwięcej. Ale ile obok tego jest wpływów hip-hopu, techno i acid-house’u z ubiegłej dekady. Ile zabawy z euro-dance, miami bass, synth-popem, uk garage. Gatunki przychodzą do nas w ogromnych ilościach, w zadziwiających proporcjach. Nie jest to już jednostkowy revival lecz prawdziwy kulturowy miszmasz. Oto na parkietach nastał postmodernizm.
Fidget czerpie z tej obfitości pełnymi garściami stosując narzędzia, o których wspomniałam na początku artykułu. Od remiksów poczynając, gdzie na warsztat bierze się wszystko, na własnych produkcjach kończąc. Wykorzystuje rozmaite sample wokalne, loopy z czołówek seriali i piano staby prosto z Ibizy. Wszystko podszyte charakterystycznym bujającym basem, bitem o prędkości 130bpm i niekiedy brutalnym budowaniem napięcia. Efekt jest bardzo energetyczny i skrajnie taneczny. Fidget jest jednocześnie toporny jak i radosny, plasując się gdzieś pomiędzy pozytywnością house’u a agresywnością techno czy elektro.

Blackout Crew - Put A Donk On It (Alex K remix)


S.T.tees

KOSA LONELY



Ludzie to myślą, że kariera muzyczna idzie w parze z mega popularnością, a Dje mają dziwek na pęczki. Często bywa inaczej. Przekonał się o tym Kosa, a Player Player nagrał piosenkę o samotnym didżeju z Warszawy.

Player Player - Lonely

S.T.tees