5 stycznia 2009

WHAT MAKES A GROOVE GROOVE?

Co sprawia, że łoś ryczy, a Sylwia rusza dupą? Co porusza gałązkami na wietrze i skoksowanym tłumem na Creamfields? "Groove, man. It was the groove," jak powiedział wyjadacz sceny techno Carl Craig. To właśnie ten element, a nie jakaś tam melodia, ozdobniki i inne bzdety, sprawia, że chce się tańczyć i że różnice gatunkowe wcale nie są takie wiążące. To złoto alchemików beatu, to Święty Graal didżeja. Popatrzmy na tego zwierza z perspektywy paru tłustych kawałków będących według mnie jego esencją.

Na pierwszy ogień D'Julz, francuski dj i producent, z najnowszej epki "Fleurette". W tytułowym kawałku podstawą napędu jest oczywiście fortepian, ale kiedy zaraz potem pojawia się subtelny smyczek, jakiś puchacz (sic!), a w końcu dzieci, robi się naprawdę ciekawie. W końcu utwór nabiera takiego pędu, że puszczony do przodu w siódmej minucie, mógłby chyba tak chodzić całą noc. Groove, baby!


Minimono, zacny duet z Włoch, wydali niedawno ciekawy split z Bruno Pronsato, którego Warszawiacy powinni już znać. W "Baby Come Back" motorek zainstalowano z przodu - można odnieść wrażenie, że ktoś się pomylił i Maluch dostał silnik Porsche. Kawałek aż się wyrywa do przodu, nieustannie tyka, pulsuje, robiąc tylko raz na jakiś czas przystanek na słodkie "pum!" Wariacka muzyka dla wszystkich z lekkimi skrzywieniami, ale uwaga! siła przekonywania duża, więc w klubowych warunkach magicznie zamienia wszystkich w kupę niezdarnych, uśmiechniętych manekinów. Funky.

"Picanha" Thomasa Schumachera, który zaczynał już w 1995 roku jako Elektrochemie, to znacznie poważniejsza sprawa. Wszystko jest tu bardziej pod linijkę, na niemiecką modłę i w duchu konsekwentnego techno. Jednak dubujące dęciaki wpuszczają wirus, który rozplenia się szybko i zaskakująco łatwo odnajduje sobie partnera w postaci elektrowego przesterowanego basu. Właśnie ten dialog dwóch światów nadaje kawałkowi niepowtarzalnej atmosfery i przyjemnie buja.

Na koniec bardzo klasycznie i stylowo. Od samego początku "One Million Oaks" Itamara Sagi w remiksie Funk D'void zdradza, że bazuje na klasycznych house'owych brzmieniach. I tak też jest do końca. Koneserom deep-house uśmiech powinien rosnąć coraz bardziej z każdym przejściem. Inni mogą pobrać cenną lekcję historii, bo brzmienie jakie wskrzesił Funk D'Void to absolutna klasyka. Ciepłe syntezatory i nieśmiertelny hi-hat (posłuchajcie go tylko!) dają prawdziwy house'owy retro-groove w dobrym guście.

Broda

1 komentarz:

  1. Anonimowy24/2/12 16:12

    to sprawił rytm-powiedział andrju dąbrowski

    OdpowiedzUsuń

Nim cokolwiek napiszesz, pomyśl o swojej matce. Czy byłaby dumna?