12 października 2008

WINYLOWA KUCHNIA WUJKA BRODY

Po serii prezentacji wytwórni wracam do formuły prezentacji konkretnych płyt i perełek, które na nich można znaleźć. Dziś będzie zdecydowanie różnorodnie, więc odtrutka na nudę gwarantowana.

Zaczynamy od Ryana Crossona i jego nowej EP-ki dla Wagon Repair (słynącej nie tylko ze swoich okładek). Ryan jest z samego Detroit i mówi to już trochę o jego muzyce. Po wydawnictwach dla M_nus czy Trapez raczej określił się jednoznacznie w minimalnym nurcie, choć, jak słychać to na tej płycie, nie unika obcych wpływów i nie jest purystą jakich w stolicy techno nie brakuje. Tytułowa "Confiteria Del Molino" zaczyna się od nawarstwiających się, modulowanych wokali, mocnego basu i elektrostatycznych drobiazgów w tle. Po trzech minutach jednak pojawia się zaskakujący temat na trąbkę, który fantastycznie buduje napięcie i nadaje przyjemnego pędu całemu utworowi. Już rozpędzony, okazuje się on być prawdziwą torpedą, choć - jak silniki typu diesel - nie osiąga zawrotnej prędkości, ale dysponuje naprawdę dużą mocą. W naszym przypadku - wielu tancerzy mechanicznych.

"Casamance" to, dosłownie, płyta jednego utworu. Pierwotnie white label, okazała się być prawdziwym strzałem w dziesiątkę i popisowym hitem Lauhaus - miłego Holendra, połówki duetu Polder. Utwór ten prezentuje to, co w gatunku tech-house najlepsze. Repetycyjność i elegancka dramaturgia rzeczywiście potrafią zakręcić w głowie, ale wszelkie kanty mechaniczne łagodzą świetnie dobrane sample - gitara wchodząca w słodką interakcję z pianinkiem, czy też w dalszej części utworu - głos (prosty i skuteczny!) oraz zupełnie niespodziewane, długie solo na kwaśnym Rolandzie, które wije się gdzieś niepostrzeżenie w tle i wwierca przyjemnie do głowy. W swoim gatunku absolutne mistrzostwo i już od jakiegoś czasu parkietowy wymiatacz.

Kreon & Lemos to zacny duet z Grecji, która ostatnio jest elektronicznie-klubowo bardzo płodna. "Lyly's Here" w remiksie Anthony'ego Collinsa (z francuskiej Freak n Chic) to druga strona płyty z remiksami "Lookooshere". To chyba najbardziej emocjonalny i dojrzały utwór dzisiejszego wyboru. Bałkańska perkusja podszyta mocnym bitem to znak rozpoznawczy i największa siła Collinsa, ale muzycznie wiele pozostaje z oryginału - smutne, ale piękne pasaże syntezatorowe, rytmiczne akordy na fortepianie i ujmujący klarnet, który prowadzi nas za rękę po drugiej połowie utworu, pełnej przestrzeni i wszelakich dubowych smaczków. Jeśli ktoś oskarża muzykę klubową o bezduszność, lub twierdzi, że brakuje tam autentyzmu muzycznego, niech posłucha tego utworu, bo jest dobry zarówno do tańca nóg jak i umysłu.

Schodząc nieco na ziemię, proponuję posłuchać obiecującego debiutu Chrisa Gowlanda, aka GOW. Debiut to dosyć mocny, bo dla respektowanego Trapezu. EP-ka "Jiffy Hornswoggle" nie tylko z tytułu jest nietypowa. Oba kawałki są silnie stechnicyzowane, mocno osadzone w trapezowej stylistyce, ale wyróżniają się oryginalnością materiałów źródłowych. W "Nipperkin Noodle" mamy całą plejadę niespotykanych dźwięków o nieodgadnionej proweniencji: ciągle coś świszczy, zawodzi, bzyczy i trzeszczy - takiej plejady niesztampowych przeszkadzajek dawno nie słyszałem! Całość trzyma się na dodatek świetnie razem i tworzy rozedrganą tkankę, która zaczyna po jakimś czasie żyć swoim własnym elektryczno-owadzim życiem. Doskonała produkcja, niepowielanie klisz i przymrużenie oka to znowu atuty Trapeza i, mam nadzieję, przyszłych utworów Chrisa. Polecam zwłaszcza na słuchawkach.

Pozdrawiam

Broda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nim cokolwiek napiszesz, pomyśl o swojej matce. Czy byłaby dumna?