Aloha, dziś będzie prawdziwe techno. Koniec pierdolenia.

Na początek M_nus, wytwórnia-legenda, założona przez samego Plastikmana - Richiego Hawtina. M_nus nie przebiera w środkach i wydaje tylko mocny, ciężki, monochromatyczny minimal i techno. Grono artystów skupionych wokół tej wytwórni tworzy zgrany zespół i muzyczną rodzinę. Nic więc dziwnego, że M_nus często bywa oskarżany o elitaryzm i zadzieranie nosa. Nikt jednak nie zaprzecza, że po dziesięciu latach label ten wciąż szokuje bezkompromisowością podejścia i poszerza granice muzyki tanecznej. Do posłuchania na próbę daję wam kawałek z nowej płyty Heartthrob (o pięknym tytule "Dear Painter, Paint Me") -
"Futures Past", klasyczny utwór Plastikmana -
"Panikattack" w remiksie Guido Schneidera, ciężki i duszny
"Off Print" Gaisera, oraz nakręcony jak spirala
"GRVL" Troya Pierce'a.

Highgrade, label Toma Clarka, nie wybiega tak daleko w awangardę jak M_nus, ale eksploruje tereny bardziej melodyczne, pozostając jednak w rejonie niezwykle hipnotycznej muzyki o widocznym zacięciu do dziwnych, elektronicznych dźwięków i barokowych, ornamentalnych kompozycji. W utworach spod znaku Highgrade panuje niespotykana, egzotyczna atmosfera, jest dużo przestrzeni, dubów i wysmakowanych akcentów. Posłuchajcie sami. Mam dla was tajemniczy utwór
"Kabuki" Asema Shamy, w remiksie Pan-Pot, kraut-rockowy pociąg
"Baccara" Schneidera i Galluzziego, deep-housowy, bujający
"Anic" Svena Brede, oraz kosmiczny
"7 eleven" duetu Todd Bodine & Daniel.fx.

Great Stuff, dla równowagi, opuszcza "wyżyny" elektroniki i schodzi na ziemię, serwując zdrowy, mięsisty, tech-house, okraszony często komercyjnymi akcentami, ale niezawodny parkietowo i zawsze mocno osadzony rytmicznie w koleinach techno. Zróżnicowanie gatunkowe jakie tu panuje to często przykrywka - w muzyce wydawanej przez Great Stuff panuje po prostu pazerny hedonizm, zacięcie do imprezowania do rana i klubowa blaza, choć wszystko jest tu wzięte w odpowiedni nawias. Dla przykładu,
"Boogie Nights" Tomcrafta w remiksie Lutzenkirchen to pokiereszowane techno-disco, z tandetnymi syntezatorami, electro-housowymi przejściami i mocnym bitem,
"Orbital Dance Machine" to kolejny parkietowy stwór z perfidnymi przejściami, o estetyce extasy,
"You're Mine", oryginalnie Pressure Drop, tu w remiksie Kabale Und Liebe, spuszcza z tonu, pojawia się ładny (trochę nostalgiczny nawet) wokal i bas daje bardziej żyć, choć motoryka pozostaje podobna; zaś w
"City of Gods" Namito gęsty od instrumentów perkusyjnych wstęp, który ciągnie się do czwartej minuty pęka, żeby wpuścić kręcący motyw, potem hi-haty, mały break i jedziemy dalej...

Cocoon prowadzi Sven Vath. Ta informacja powinna wystarczyć wielu osobom. Waga naturalnie więc jest superciężka, co dodatkowo jeszcze pogarsza zła sława okrywająca Svena jako dj-a... Słychać to z pewnością w przytłaczającym nieco
"Freche Fruchte" Dominika Eulberga. Ale w katalogu Cocoon znajdziemy też lżejsze perełki, jak choćby orientalny, wijący się jak w tytułowym tańcu brzucha
"Belly Dancing" Guya Gerbera. Cocoon wydaje, lub wydawało, mnóstwo gwiazd, więc nic dziwnego, że zaplątał się tu i Tiefschwarz, choćby w utworze
"Liquid Cherries", który choć oszczędny, daje do pieca i ciekawie flirtuje zarówno z minimalem, jak i starszym electro. W Cocoon wydaje się też nasz rodzimy luksusowy towar eksportowy - Jacek Sienkiewicz - tutaj z bardziej stonowanym, rozmarzonym i melancholijnym
"Good Night". I tym miłym rodzimym akcentem was pozdrawiam,
Broda
BONUS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nim cokolwiek napiszesz, pomyśl o swojej matce. Czy byłaby dumna?